i jeszcze Sł. R. (chyba) – a bo Pani Joe napisała litościwie:
no cóż, jakoś sie nie mogę zbytnio oburzyć. Nie wiem… przywykliśmy już? czy — mnie to nie dotykało
nie: każdego dotykało. a ja poznałem go (chyba, bo byłem pijany) – gdy, jako PST, nagłaśnialiśmy festiwal „Fama” w 1984 roku (dobry rok! shakin’dudi, jarocin, siekiera, zabójstwo popiełuszki…)
……………………….
no, ja nie nagłaśnialem, bo miałem skromny udział reklamowy w spółce tylko, bardzo korzystnie sprzedany rok później – a kol. tow. R. był (chyba, bo) Dyrektorem „famy”.
i to chyba on przyszedł do nas – bawiliśmy się świetnie, bo w kontrakcie nie było za wiele kasy; za to: miesięczne wakacje dla nas i całych naszych Rodzin niestety – pełne piętro w baraku typu „lipsk”, Matki-Polki, dzieci budzące nas co rano (6-6:30) na kacu (gdy Tata wrócił z pracy o 5…)
no, rozkosz.
……………………….
a Dyrektor festiwalu (niech to będzie, bo chyba był – Sł.R.) przyszedł do nas osobiście – i zaproponował, że – skoro jest 40. lecie Peerelu – to każda grupa artystyczna powinna zrobić jakiś performans.
coby uczcić.
no, mamy wolność artystyczną, ale jakiś – optymistyczny może…
no.
……………………….
nie pamiętam, czy to Jacobson czy ja (reszta była skacowana i spali) – ale złożyliśmy mu, na plaży pełnej wrzasku i Dzieci właśnie, bo był nasz ranny dyżur przy nich – propozycję:
- tak, uczcimy! performansem na plaży:
„40 dołów na 40.lecie!”
optymistycznym kopaniem!
z Ludnością Miejscową + integracja!
z Dziećmi i Młodzieżą, masowo, radośnie…
no, nie kupił.
(i nie uczciliśmy niestety.)
……………………….
(…) Szlachta piła wódkę, ZSMP pił wina gazowane, a moi zawsze mieli jakieś swoje źródełka. Tylko piwo było wtedy ohydne, to był towar dla najgorszych meneli
– wspomina ciężkie czasy Marek Piekarczyk.za: Paulina Pacuła
„Grzeczne festiwale dla grzecznej młodzieży” (www. menstream.pl; 2010 r.)
wspomina jarocin; ale to chyba bez różnicy.
……………………….
dodam z obowiązku, że wspomina i tam – i w mojej. a co?
jak de-Komunizacja to…
- przyjechali Kowboje
każdy dekomunizuje – co swoje.
obok albo Osobno.
……………………….
ps.
„szlachta” – to my (tak wychodzi): media, menadżerstwo – i elita nagłośnienia też.
ale marek marudzi; dopuszczaliśmy go – do picia z nami; choć Towarzyszy – jednak nie.
wina gazowane – niechętnie.
……………………….
a na zdjęciu: heniu brumer i stanisław m. – fama 1984.
zawieźliśmy kiedyś, kilkanaście lat później – to zdjęcie do katowic, na sznurku, opakowane w wymiętą torebkę foliową – i młodociany stasiek miał się rzucić heniowiu na szyję, z okrzykiem: „TAAATAAA…!”
ale strefił.
Piekarczyk mieszkał w Bochni – pół rzutu beretem od Okocimia gdzie pełno piwa exportowego wówczas było, a drógie pół rzutu beretem, od Krakowa gdzie Żywiec i Krakus w każdej knajpie – to nie było złe piwo – 100% lepsze niż dzisiejsze ichnie marki. Tak samo głupoty opowiadał o amerykańskim chlebie.
ano. krakus bywał i u nasz; w „europejskim”, w „bristolu”… dobre piwo. ale: to u Nich, na Szlonsku — halba być: musowo; bo Sztrejk.
ale i browar warszawski miał niezłe „jasne pełne”; które później gierkowi – na „królewskie” skiepścili; dla chwały Ustroju.
a marek? no, miły, ale… Gaduła ;)
temniemniej: dziś piwo – bardziej dostępnem jest; np. w 1 Maja. (= nie od 13.)
Nas 13 nie powstrzymywała. Jak to w Polsce każdy(prawie) miał znajomą kelnerkę, która filiżankę herbaty przynosiła. Dobra to herbatka była – 13 o’clock and before.
tak: wy, Ludzie Osiadli… uroki stabilizacji, wygoda egzystencji.
a my (= Wędrowcy) – w każdym Mieście, gminie i zajeździe – od nowa musieliśmy bajerować, korumpować i bałamucić…
coby Radość życia.
(przywrócić.)
@zmęczony zbyt długim spaniem
przykro to przyznać, ale byłem 'prawie’ :-(
a w ogóle cholera wie, gdzie trzeba było chodzić, że cóśkolwiek w filiżance podali (chyba że to była barszczówka)
co do piwa, to mogę się wypowiadać tylko odnośnie pierwszej połowy gierka (potem miałem długą przerwę będącą konsekwencją bytności na linii produkcyjnej we wrocławskim browarze) – generalnie pyffo było podłe, mętne i dobrze było, jak tylko drożdże w nim pływały (czasem mysz się mogła trafić), ale od poziomu tzw. fulla właściwie z każdego browaru zaczynały się napoje zupełnie przyzwoite – trudno to porównywać, bo perspektywa i skleroza, ale mam wrażenie, że lepsze od tego, co teraz nam koncerny europejskie u nas fundują
tak w Oswiecimiu podawali Zywca w malych buteleczkach w restauracji* – wiem, bo kiedys loklany pijak nas naprowadził gdzie mamy się udać coby odreagowac wizyte w KL Auschwitz
*restauracja – bo jak na standardy peerelu, to był wypas – drewniane ławy bejcowane i lakierowane (na ciemno), bołazeria z szerokich desek, wystrój ala karczma ludowa i kelnerzy w smokingach, klientela tak mocno nieprzystająca do wystroju wnętrza, że nas 4 panków wyglądało całkiem przyzwoicie
do restauracji trzeba było podjechać ałtobusem spod dworca gdzieś na ubocze, w tzw centrum niczego nie było
w Krakau był całkiem dobry Zagloba (co go piliśmy pod pomnikiem Mickiewicza)
Lech (jak dowieźli na 1maja) też był zacny
ale dużo było po polsce kiepskich piw w małych buteleczkach tudzież lanych w „akwariach” do spożycia na stojaka
wuj z tym
otóż to.
historia jak rozbita butelka; każdy kawałek od innego Piwa. (a każdy ma swoją Prawdę i Jej Słuszną Rację Żołnierską w Plecaku zamiast Mandatu Marszałka.)
a wuj w hucie.
no ale dobre czy złe – to piwo bylo zawsze CIEPLE
teraz tez jest nielepiej, bo mimo braku „przejściowych problemów w zaopatrzeniu” od września do maja lodówki w sklepach („parafialnych”) są wyłączone, bo element klasowy nie życzy sobie zimnego piwka – jkoby pite na zimnym powietrzu na gardło szkodzi
wuja tam szkodzi, pijałem piwo zimne na >-10st. mrozie i nic nie zaszkodziło
komuna wiecznie zywa
@kuszelas – to było piękne – bar otwierali o ósmej rano(sic!) i u nas w powiecie i w Krakowie. Bania od śniadania, tak to człowiek szkół nie pokończył przez PRL, sześć klas i wystarczyło.
@alergik – za Żywiec jak się wyjechało to byla karczma w Jeleśni ze świeżutkim piwem, a potem już w kierunku Babiej Góry w każdym wiejskim sklepiku. Zagłoba zaś był produktem Okocimia, a w Krakowie również istniało piwo Wawelskie w bączkach niepasteryzowany sikacz. No i Pewex – bony u konika, a w środku Berliner Kindl po 0,35 bona(bo bony były tańsze od waluty).
a jaka była radocha, jak agent, co go Rekin w bułgarji (ponoć) zjadł — sprowadził do peweksu tanie Włiski (3,50$? coś koło tego… i w każdym lokalnym pewexie byla inna: i ganialiśmy, zaraz po dotarciu na miejsce Chwilowego Zakwaterowania – do okolicznego azylu wolności; kto pierwszy…)
no, żyło się: od Okazji do Okazji. jak dziś.
Pewex to taka Lidl była wtedy, albo jak Woolworth w Berlinie ino tańszy.
właśnie biorę się za lekturę rzeczonej pozycji Twojego autorstwa. Przyszła kurierem…. Rozumienie tych ciekawych czasów pogłębię, powspominam i się zadumam :]
bosz… zaczynam się czuć… speszony. (i nie wiem, czy to normalne; bo w życiu nie napisałem książki, dotąd – a już trochę ;)
prawdziwego pisarza poznaje się nie po tym jak debiutuje, ale jak konczy (w przytulku)
albo prosząc o parę franków (euro) na wino…
Stas jaki wycofany…
tak: to prorocze (albo genetyczne, bo mnie sie myli).