– Ze strachu przed komunizmem kapitał dał ludziom bardzo dużo. Najlepsze lata klasy średniej w USA czy koncepcja europejskiego państwa dobrobytu wzięły się w dużej mierze ze strachu przed komunizmem, a nie szczodrości – kiedy ludziom damy wystarczająco dużo, nie będą chcieli obalać systemu. Ale kiedy sam komunizm upadł, nie było już istotnego powodu, żeby wciąż dawać.
I nagle wszystko się skończyło?
Nie od razu. I na tym polega tajemnica sukcesu tej polityki – była prowadzona bardzo powoli – to tak jak z kiełbasą, od której odcina się bardzo cienkie plasterki, żeby właściciel nie zauważył, że mu jej ubywa. Socjalna Ameryka zaczęła znikać, a do tego doszła zmiana charakteru gospodarki. Outsourcing wyprowadził produkcję do Chin i innych „rajów”. Wall Street stała się jedną z głównych sił, chociaż głównie spekuluje, niczego nie wytwarza.
Jak to nie wytwarza? Dolina Krzemowa jest nadal światowym centrum technologicznym…
– Ale pralki działającej 20 lat bez naprawy już pan nie kupi. Stany Zjednoczone były państwem, który produkował prawie wszystko, w tym przedmioty „niezniszczalne”, czyli z dożywotnią gwarancją. To był kraj oparty na bardzo prostej, bardzo wysokiej etyce pracy, która wciąż jeszcze – ku mojemu zdziwieniu – jest tam żywa. Amerykanie naprawdę pracowali bardzo ciężko, ale w zamian dostawali naprawdę dużo. Obecnie pracują tak samo, a dostają niewiele.
I pan to mówi? Człowiek, który przyjechał do Hollywood z Konina, zaczynał od mniej niż zera, bo był pan blisko bankructwa, a potem został jednym z najbardziej znanych kompozytorów Hollywood?
– Po pierwsze – wówczas system był bardziej uczciwy…

Dojechaliśmy do ściany
Z Janem A.P. Kaczmarkiem rozmawia Łukasz Pawłowski