…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
ps.
a zainteresowanym naszymi sukcesami — polecam dzisiejszy wykres: More pain than gain.
to dla Tych, którzy nie wierzą (+ w kwiat paproci.)

…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
ps.
a zainteresowanym naszymi sukcesami — polecam dzisiejszy wykres: More pain than gain.
to dla Tych, którzy nie wierzą (+ w kwiat paproci.)
Możliwość komentowania została wyłączona.
2007 – 2011 wzrost dochodu „luźnego” o prawie 4% wśród 10% procent najbiedniejszych to wychodzi co? 4 lata rewaloryzacji rent i emerytur po 15 zł rocznie. Wie pan ile to piniędzy?
nie wiem, gdyż jestem Chmanistom. (ale chętnie przyjmnę Emeryturę już.)
Te rankingi i badania to jadąc klasykiem „(..) dupa i kamieni kupa”. Primo do poziomu zamożności jaki do PKB wliczane są co i rusz inne dobra. A to szminki a to prostytucja. Z tych rankingów wynika że ilość posiadanych szminek świadczy o wielkiej urodzie. A już pasjami uwielbiam to że Norweg pracujący na kasie w markecie jest 3x bardziej wydajny niż kiedy Kowalska która pracuje w Polce w tej samej branży. Ba! Wydajniejsza od Kowalskiej pracującej w Auchan w Warszawie jest Francuska choć jej pełny etat w Auchan w Paryżu to ustawowe 35h/tydzień. Za swoje 35h/tydzień pani Dupont zwija netto ok 800 euro miesięcznie, a Kowalska choć jej etat to 42/tygodniowo od Auchan dostaje 1800zł. Bardzo bardzo dowcipne!
PKB to jedynie najpopularniejszy wskaźnik ekonomiczny. Wskaźnik – dodam – również krytykowany przez niektórych ekonomistów, między innymi z powodów jakie Pani wymieniła powyżej. Trzeba pamiętać, że wszystkie te wskaźniki biorą pod uwagę zbiorowiska „ludzkości”. Nijak się mają do naszych osobistych wydatków. Na własny użytek wykonuję co jakiś czas tytaniczną pracę podliczania paragonów.
Algorytm wygląda następująco:
1. Zbieram rachunki
Wiem, że to upierdliwe. Papiery sterczą z portfela i wylatują z toreb na zakupy, zajmują miejsce, wymagają troskliwego zbierania w pudełku, ciemnieją do nieczytelności, ale pozwalają zapanować jako-tako nad stroną wydatkową operacji pod nazwą „budżet domowy”.
2. Zwykle co kwartał spisuje w arkuszu kalkulacyjnym wydatki z podziałem na żywność, środki czystości, odzież i buty, kulturę, czynsze i opłaty, inne…
3. Porównuję wydatki z dwóch okresów odpowiadających sobie.
Inne będą wydatki w lecie i zimie. Inne w okresie oszczędzania a inne w trakcie wzmożonych zakupów.
4. Na koniec analiza jakościowa – zastanawiam się nad sensownością wydatków. Taki krytyczny rzut oka pozwala nabrać rozumu ekonomicznego na przyszłość.
Wnioski ogólne (bywa, że trywialne, ale ważne):
1. Jeśli chce się oszczędzać długoterminowo (a warto!) należy odłożyć pieniądze zaraz po otrzymaniu dochodu i „zapomnieć” o nich. Dobrym nawykiem jest odkładania np. 10% dochodu amortyzując tym samym zużycie sprzętów domowych, remontów, nieszczęśliwych nieoczekiwanych wydarzeń.
2. Budżet (zwykle miesięczny) zaczyna się od płacenia/odkładania na opłaty sztywne (stałe): czynsze, rachunki za wodę prąd itp.
3. Jakakolwiek forma pożyczania kosztuje. Ceną jaką płacimy za pożyczki są odsetki, prowizje itp., ale też czas poświęcony na znalezienie pożyczkodawcy i obsługę długu, szacunek innych ludzi. Obowiązuje zasada: co łatwo przyszło łatwo się wydaje a potem się budzimy z ręką w nocniku, tracąc swobodę wydatkową.
4. Używanie kart płatniczych (zwłaszcza debetowych) powoduje poczucie fałszywej „mocy finansowej” porównywalne z osiągnięciem trwałej nieśmiertelności w grach komputerowych. Wiadomo, że kiedyś taka gra się kończy. Najgorszym zakończeniem jest spłacanie jednych długów następnymi (tak zwane rolowanie długu). Należy sprawdzać stan konta np. co tydzień hamując niepohamowany konsumpcjonizm.
Studenci ekonomii żartują, że kraje dzielą się na rozwijające i rolujące. To samo można zauważyć na poziomie mikroekonomicznym.
5. Biednego nie stać na rzeczy tanie, ale odpowiedni zestaw narzędzi może z bubla zrobić rzecz użyteczną. Liczy się stosunek ceny do zadowolenia.
Panie Fielorybie! Jestem pełna podziwu a zarazem głęboko zaszokowana.
Ołówkiem kopiowym wydatki spisywała moja śp babcia, a gotówkę trzymała w torebce z którą się nie rozstawała. Tak jak i Pan, moja Babcia Józefa wierzyła w oszczędzanie długoterminowe, które dosłownie zjadła inflacja „wolności” i plan Balcerowicza. Ale na szczęście Józefy demencja oszczędziła jej bolesnej prawdy o zasobności torebki i książeczki PKO. Co ciekawe jedynym materialnym śladem po mojej oszczędnej i gospodarnej babci jest ogromny rodzinny grobowiec z lastriko, który sobie kupiła na 60-dziesiąte urodziny i w którym 12 lat później ją pochowano. Reasumując, sensowna była jedynie długoterminowa inwestycja w środek trwały;))
ps. Oszczędzanie w walucie spekulacyjnej, jaką jest złoty, nie opłaca się. Natomiast dług w kraju waluty spekulacyjnej, potrafi być źródłem wymiernego dochodu. W latach 2000-4 wystarczyło przewalutować dwukrotnie kredyt mieszkaniowy aby ponad 20% wartości mieszkania mieć gratis, że tak powiem… samo się spłaciło. Robili to wszyscy uświadomieni ekonomicznie moi znajomi, zrobiłam i ja.
Reasumując, i wracając do porus
tak: „zastanawiam się nad sensownością wydatków”: to ciekawy wątek…