są 2 preteksty dziś. Pierwszy – to wpis, a może i manifest Bronikowskiego. jest link, czytajcie (lub nie).
(…) To dobry czas, żeby porozmawiać o umieraniu. Nie śmierci kulturowej, nie śmierci w wymiarze metafizycznym, nawet nie o samym fakcie gnicia. Porozmawiajmy o tym, co się dzieje, kiedy wyciągniesz nogi, a jesteś jednym z nas, szczęśliwców – kowalem własnego losu, samozatrudnionym ekspertem, wolną lancą, szybkim jak strzała blogerem.
W oczach świata składasz się ze starszego i młodszego bitu, z cyfrowych pierdnięć w światłowód, jesteś trochę domeną wpisaną w system nazw, odrobinę – profilową fotką. Dla większości z was ja nie jestem niczym więcej, wy nie jesteście niczym więcej dla mnie. (…)
……………………
Drugi pretekst to mój felieton w kolejnym numerze kwartalnika PFL…
albowiem oba te teksty, choć o czym innym (albo może od innej strony zaczynające: jeden od Śmierci, drugi od Młodości; no, takiej średniej, ale) – gdzieś mi się tam łączą… (ale mnie się wszystko ze wszystkim.)
no to. czytajcie (lub nie).
……………………
- Jak daleko trzeba odejść od sztuki?
Moja ulubiona historyjka z burzliwego roku 1981: w galerii „re-repassage” przy UW, o której – i o prowadzącym ją wtedy Romanie Woźniaku – już kiedyś pisałem, jest krótka. Mnóstwo się wtedy działo w galerii, więcej – dookoła. Któregoś dnia (jesień 1981) coś robiliśmy: bodaj smażenie frytek i darmowe rozdawnictwo, przez okno galerii. Ot, ironiczna impresja na temat powstających wtedy, jeszcze mikrych i niezrzeszonych fast food’ów. Na to wpada z Uniwersytetu działacz NZS i wrzeszczy, że „działamy na rękę komunistom”. I że „nie wolno się bzdurami zajmować, gdy kraj tonie”. Działacz jest zapewne (lub był, jeśli z poprzedniej opcji) ważnym człowiekiem nowej rzeczywistości. Do dziś nie wiem, o co mu wtedy szło, bo przecież nie o sztukę. Chciał dobrze…
Nicole Grospierre jest Francuzką. Mieszka w Polsce już ponad 30 lat. Jest też żoną Jerzego „Słomy” Słomińskiego, absolwenta Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP; pracownia Oskara Hansena, (1922-2005) – to też postać w polskiej sztuce, architekturze bardzo, bardzo ważna; choć na liście jego, niekiedy zbyt… fantastycznych projektów często widać słowo: niezrealizowany.
Wikipedia nazywa Jurka bębniarzem i architektem, stwierdzając, nieco przesadnie, iż można go: …uznać za prekursora gry na bębnach w Polsce. Dziś żyją w Dąbrówce niedaleko Lublina czy Lubartowa. Budują domy, tipi, organizują koncerty, festiwale, grają, sami, z innymi. Piszą, konstruują te bębny – i co tam jeszcze… A sama Nicole jest:
sekretarzem Stowarzyszenia Ekologicznego „Dla Ziemi”. Zaangażowana w ruch ekowiosek GEN (…). Pracuje na rzecz współdziałania pomiędzy gminą Kamionka a francuską gminą Gourin. Propaguje i sprzedaje EM – Efektywne Mikroorganizmy… (www.kultura.lublin.eu).
W czasie słynnej i dotkliwej powodzi w tamtych regionach (2010) Jurek bardzo aktywnie, jak mi mówią, organizował pomoc dla zalanych, pomagał w odbudowie, aktywizował ludzi…
Dziś w okolicy swoje domy ma około 20 rodzin z całej Polski – artystów i rzemieślników, którzy postanowili „żyć w zgodzie z naturą”… (www.dziennikwschodni.pl).
W latach 80. Nicole realizowała tzw. performances: sztukę ulicy, inscenizacje parateatralne – czy jak to mądrze zwać. Przedstawienia w galerii, przed nią – przechodnie, nawet ci z Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie, nie byli wtedy przywykli do takich akcji. A też większe formy (np. w ramach Jazz Jamboree), improwizowane, szalone koncerty… Wprost kipiała: pomysły, działania, współpraca z innymi. Lecz osławiony „dzień bez Teleranka” przerwał tu wiele, prawie wszystko. Jakby nie patrzeć: oni – i wielu, wielu innych – wycofali się. Przeorganizowali życie – po nowemu. Wielu znajomych wyjechało za granicę. Oni: poza granice Miasta. A też: poza granice naszych wyobrażeń o tym, jak powinna wyglądać droga życiowa („kariera”) artysty, magistra sztuki – z salonów, ze stolicy.
Jasne: ekologia czy tzw. powrót do źródeł – zrobiły się popularne, niekiedy tylko „modne” – również w świecie. Ale nigdzie („tam”) nie było aż takiej cezury, tak jasnej, plakatowej niejako – granicy. Do grudnia 1981 – i po nim. Wybory, zmiana. Trzecia droga: Tofflerowska fala?
Jeśli jest (a może tylko „był”?) jakiś sens uprawiania własnego ogródka, zwanego sztuką – to chyba taki, sądzę nieuczenie, aby zadawać pytania. Sęk w tym, że chyba już wszystkie pytania – zostały zadane; a odpowiedzi udzielono jeszcze więcej…
Pytania są wciąż takie same
Na przykład dlaczego jest źle?
Od kopa do braw
Od gnoju do gwiazd
Tak przecież jest blisko
Że tylko się pytać i śmiać…
(Lech Janerka, Tryki na start; 1986).
Dziś, paradoksalnie, myślę że ów działacz studencki, wtedy w opozycji (dziś może też w opozycji, znów) – miał rację: nie warto zajmować się sztuką, gdy świat szaleje. Gdy musimy: ponownie, inaczej, gdzie indziej czy dla czego innego – znaleźć inne miejsce… On, dawniejszy działacz, być może swej racji nie pojął; ani wtedy, ani dziś. Lecz może go krzywdzę – nawet Artysta może zmieniać poglądy – a co dopiero Polityk.
[mrm]
PFL, nr 3/2012
……………………
i co po nas zostanie? trochę Papierów?
[Rypson] – On był pracoholikiem. i perfekcjonistą. Pisał kilkanaście wersji każdej rzeczy. Ale powieści? Diabli wiedzą, jego matka spaliła dużo rękopisów. (…). Gdy Jacek umierał – wtedy często byłem z nim, w Amsterdamie – cały czas pisał. Cyzelował rozmaite rzeczy. Próbował je kończyć. (…) Próbował porządkować, ale myślę że to świat raczej twardego dysku, niż papierów.
(…)
[Urszula Antoniak] Nie mogłam sobie ze śmiercią Jacka poradzić, umarł po półrocznej walce z chorobą w naszym mieszkaniu. W pewnym momencie powiedziałam sobie, że muszę dokonać nowego startu w życiu. Wyrzuciłam wszystko, co do niego należało, z wyjątkiem gitary. Patrzyłam, jak ludzie na ulicy grzebią w jego rzeczach. Pomyślałam, że jeśli rzeczy są naszym przedłużeniem, to również można powiedzieć, że my jesteśmy przedłużeniem rzeczy…
(…)(fragm. wypowiedzi o: Jacek „Luter” Lenartowicz; cyt. za „Obok albo ile…” str. 179, 181 )
Cytowanie samego siebie 2 raz w krótkim czasie, onanizmy, metafizyka, fizykoterapia, fizjonomia. Maj, maj…
(znaczy grudzień, 4 nad ranem)
na pewno. ale kto Mnie lepiej napisze (niż ja sam). choć na (moje) wytłumaczenie dodam, iż (Ja) cytuję tylko innych. stale.
co po mnie zostanie – na szczęście ten problem przestanie być istotny równo z moim zaniknięciem. a właściwie, to już nie jest.
też Dobra Odpowiedź. (choć zapomniałem, jakie jest Pytanie: tu i teraz.)
Najlepiej zostawić po sobie porządek. Jak ktoś ma potrzebę i/lub potomstwo to jeszcze dobre rady i przewidywania.
Tyle Można.
Akurat
(niby) Prawda; ale — im bliżej Końca — tym sil mniej und Chęci (& Motywacji). a po… Choinę mnie porządek: tam. pozatem; czy nie prościej wszystko spalić? będzie czysto.
(d. „deszcz zmyje wszystko…”)
mi mi zdjecia plisss
bede sie nimi opiekowac
Rozpatrujemy.
ps. link oczywiście niewłaściwy, jak to u mnie. oo, Ten słuszny!
i znów Źle: tamten chyba raczej…
no, rzesz! chyba znów źle…
Wniosek pocieszający, że jeszcze Pan pożyje bo Pan jest w drodze do przemyśleń i bez pewności.
po (d. przy) drodze dużo Trupów, historja pokazuje.
Tyle o sobie wiemy ile mamy porządku pod czaszką.
tylko: Kto to ocenia? Baron Münchhausen? sam, za włosy, z błota…
Ja doceniam. Kilkakrotnie w życiu użyłem (mentalnie) jego metody. Co ciekawe, posłużyłem się w rozmowie tą samą metaforą co Pan.
Pora chyba przemyślenia spisać na kartce, prywatnie w cichości podumać nad nimi – czyż nie?
ale Kto je przeczyta…
Nie wiem czy ktoś musi. Jestem jak amfibia poruszająca się w zgiełku świata.
Czy mój wewnętrzny szum jest wart, by dołączać do kakafoni innych?
(…)
Któż jest zdolny do jednoczesnego odbioru dwudziestu stacji telewizyjnych na raz?
(..)
Oszczędność wyrazu(w). Skromność formy i prostota treści, bez błahostek.
O!
Oszczędność do redukcji. do Zera.
I pojawia się dylemat czy jeśli istnieje niebo jak wierzą ci i tamci to czy po pójściu do niebiesiech można się mścić za chujowe życie?
Odpowiedź jest Prosta: nie.
(= a bo ci, co mieli Chujowe — idą do Piekla, jeszcze na dodatek. widać zasłużyli.)
Panowie – trzymajmy się faktów. Nie wiemy czy jest niebo, czy go nie ma.
SKOŃCZYMY W NIEBIE
i w końcu nic nie musisz…
teraz już jesteś u nas…
mówiłem ci że tu trafisz…
nasze samoloty szybujące nad oceanem…
NIEBO… NIEBO…
i tak wylądujemy w niebie
wszyscy skończymy właśnie tam
w niebie nam lepiej będzie pewnie
musi być w niebie lepiej nam
w niebie wymyśla każdy siebie
niebo wymyśla każdy sam
to musi się zakończyć niebem
dopniemy swego mówię wam
NIEBO… NIEBO… NIEBO… NIEBO…
w niebie umarłych nikt nie grzebie
bo każdy umarł najmniej raz
i każdy wszystko wie najlepiej
niebo wymyśla każdy sam
i w każdym z nas się NIEBO dzieje
nikt nie wymyśla NIEBA NAM
nikt nam nie zmienia go na lepsze
skończymy w NIEBIE mówię wam
bo NIKT nam w mózgu już nie grzebie
bo NIKT nie grzebie w mózgu nam
mówiłem wam skończymy w niebie
więc zaśpiewajmy jeszcze raz:
bo nikt nam w mózgu już nie grzebie
bo nikt nie grzebie w mózgu nam
mówiłem wam SKOŃCZYMY W NIEBIE
więc zaśpiewajmy jeszcze raz:
bo nikt nam w mózgu już nie grzebie
bo NIKT nie grzebie w mózgu NAM
mówiłem wam skończymy w niebie
więc zaśpiewajmy jeszcze raz…
bo nikt nam w mózgu już nie grzebie
bo nikt nie grzebie w mózgu nam
mówiłem wam SKOŃCZYMY W NIEBIE
więc zaśpiewajmy jeszcze raz:
NIEBO… NIEBO… NIEBO… NIEBO…
NIEBO… NIEBO… NIEBO… NIEBO..
Grzegorz Ciechowski
http://www.ciechowski.art.pl/teksty_taktak.html
to jak ktoś od dziecka sparaliżowany i jeszcze ma jakieś syfiaste chorobu i cierpi całe życie (cierpienie uszlachetnia) ale złym słowem Boga nie obrazi, kumunię i sakramenty przyjmuje, czci ojca i matke to pójdzie do piekła?
Pan komunista jesteś.
Dużo zniosę, ale tego Epitetu = nie. są granice… rozumiem; Zboczeniec. a nawet: Prawicowyoszołom 9to prawie komplement dziś, przy Lewicowo-Liberalnej Wladzy naszej Kohanej). ale: Kommunista?!?
nawet Mój Dziadek sie z nimi (Laską) tłukł, przed 2WW na pl. grzybowskim; a oni, tfu — mieli Noże…
Może to rzeźnicy byli.
Panowie przy piątku się kłócą? Cały weekend na nic.
a Gdzie: „kłócimy”? ustalamy fakty…
Czy „komunista” to dziś nie jest obelga?
Ja broń boże nie mam na myśli marksisty-leninisty.
no, właśnie: czy idzie o Sex?
(= wspólne Rzony i te de…)
Tak. I pieniądze.
Problem z komunami jest taki, że ktoś musi śmieci segregować, robić w gównie (przepraszam – w sanitariatach) i jeszcze mieć z tego satysfakcję.
Coraz mniej ludzie zajmują się tym co zostało gdyż coraz więcej „powstaje”. „nowych”, „lepszych”…
(no chyba, że majątek zostanie)
like.